Quantcast
Channel: NOTATNIK FILMOWY – WIZJA LOKALNA
Viewing all articles
Browse latest Browse all 183

KREW, POT, ZŁOTO, TESTOSTERON I WÓDKA – o filmie „Kulej. Dwie strony medalu.”

$
0
0

.

Łatwiej boksować, niż żyć (Tomasz Włosok w filmie „Kulej. Dwie strony medalu.”)

.

       Życie to nie film, film to nie życie – dobrze jest o tej oczywistości pamiętać próbując „ogarnąć” najnowszy film Xawerego Żuławskiego o legendarnym polskim pięściarzu, Jerzym Kuleju. Zwłaszcza, że już na samym jego początku informuje się nas, iż opiera się on na faktach. A może jednak o tym pamiętać nie trzeba, bo jeśli będziemy mieć świadomość, że oglądany przez nas film biograficzny jest de facto fikcją, to w jakimś stopniu możemy się poczuć oszukani, kiedy dowiadujemy się co w nim pominięto, przeoczono, zmieniono, przeinaczono, może nawet ukryto?

       Nasza percepcja każdego filmu fabularnego jest czymś paradoksalnym: z jednej strony wiemy, że to „tylko” kino, z drugiej zaś musimy w to, co widzimy na ekranie na swój sposób „wierzyć” – dlatego możemy przeżywać to jak w rzeczywistości. Podobnie zresztą jest z bajkami, podaniami, legendami, mitami… Ale przecież wszystkie kulturowe narracje są fikcją. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że nasze cywilizacyjne fundamenty oparte są na fikcji, (której wszak nie można mylić z fałszem, oszustwem, manipulacją, czy kłamstwem, ani nawet z nieprawdą).

       Po tym wstępie domorosłej filozofii przejdźmy do konkretu, czyli do samego filmu „Kulej. Dwie strony medalu”, który udało mi się obejrzeć wczoraj w chicagowskim Copernicus Center. I na samym początku muszę napisać, że była to projekcja bardzo udana – film spodobał się nie tylko mnie, ale i (dość) licznej widowni, która nagrodziła go oklaskami. No i chyba o to chodziło jego twórcom.

       Okazało się, że Xawery Żuławski równie dobrze (może nawet lepiej?) posługuje się językiem kina popularnego (vel komercyjnego), jak i alternatywną jego wersją nacechowaną „innym spojrzeniem”, co widzieliśmy we wcześniejszych filmach reżysera, takich np. jak „Chaos”, czy „Apokawixa”. Przy czym, mnie zawsze intrygowało to, dlaczego Żuławski, po swojej znakomitej „Wojnie polsko-ruskiej”, jest tak mało widoczny w polskim kinie – bo że jest zaangażowany w produkcję jakichś drugorzędnych seriali, to wiedziałem.

       No cóż, film trwał prawie dwie i pół godziny, ale nie nudziłem się na nim ani minuty – akcja biegła lekko i potoczyście, główni aktorzy (zwłaszcza Tomasz Włosok w roli głównej) byli w swoich wystąpieniach bardzo wiarygodni, reżyseria okazała się nader sprawna, forma plastyczna (zdjęcia) atrakcyjna, montaż zborny, muzyka nie tylko wpadała w ucho, ale i wprowadzała w odpowiedni nastrój – zwłaszcza w scenach tańca, w którym Kulej/Włosok też był bardzo dobry. Żuławskiemu udało się nie tylko oddać peerelowskiego „ducha” (film zajmuje się życiem Jerzego Kuleja począwszy od zdobycia przez niego złotego medalu w 1964 roku na olimpiadzie w Tokio, po występ boksera na igrzyskach olimpijskich w Meksyku cztery lata później), ale i na swój sposób zaadoptować go, dostosowując do wrażliwości i oczekiwań współczesnego widza. Dzięki temu nie otrzymaliśmy „zasepionej” ramoty o ludziach minionej epoki, ale kolorową o nich opowieść (notabene trochę wbrew szarzyźnie jaka dominowała w PRL-u lat 60.)

       Filmy „bokserskie”, będące jednym z podgatunków „kina sportowego”, są o tyle specyficzne, że właściwie nie zajmują się samym boksem, a życiem bokserów w określonych warunkach społecznych istniejących w danym czasie i konkretnym miejscu na świecie. Chodzi o relacje z rodziną i znajomymi – o borykanie się z klasowością, biedą, niedopasowaniem… Również z własną słabością, nałogami i konfliktowością – z problemami psychicznymi i dziedzicznym obciążeniem, czy wreszcie z poczuciem własnej bezwartościowości. Podobnie jest z filmem Żuławskiego: nie tyle opowiada on o samym pięściarzu i kolejach jego kariery, a o relacji Kuleja z żoną i życiu tego małżeństwa w kraju, którego ustrój jest podporządkowany pewnej ideologii, ograniczając wolność ludzi i decydując o ich losach. To w warstwie społecznej i politycznej, bo jeśli chodzi o samego bohatera, to na plan pierwszy wychodzi w filmie właśnie jego życie osobiste – stosunki z żoną oraz konflikty wynikające z hulaszczego prowadzenia się, zdrad małżeńskich, wybuchowości i alkoholizmu. Tak po prawdzie, to samych walk bokserskich jest tu niewiele. Boks jest tylko tłem dla ludzkich perypetii ukazanych z komediowo-romantycznym zacięciem.

       Właśnie, konwencja jaką przyjęli twórcy filmu „Kulej. Dwie strony medalu”, pozbawia go w zasadzie tego pazura realistycznego tragizmu, który bez wątpienia był obecny w biografii słynnego pięściarza, mimo jego sportowych sukcesów i zgrywania się na „króla życia”. Mam tu na myśli to, co było esencją np. „Wściekłego byka” Martina Scorsese, gdzie grany przez Roberta De Niro Jake La Motta stawał się postacią wręcz tragiczną w swoim dążeniu do autodestrukcji i ranieniu nie tylko siebie, ale i swoich najbliższych. Oba te filmy znajdują się na antypodach tego, jak można podejść do tak brutalnych tematów, jakimi są boks i skutki jego uprawiania. Które podejście zbliża nas bardziej do prawdy? Moim zdaniem jest to pytanie retoryczne.

       Ale żeby nie było wątpliwości, to przytoczę słowa samej Heleny Kulej, żony boksera, która w jednym z wywiadów tak wyraziła się o filmie Żuławskiego: „(…) ta fikcja trochę mi nie współgra z tym, co ja przeżyłam. Ale scenarzysta powiedział mi, że film musi być lekko ubarwiony, bo inaczej nie miałby oglądalności.” Zdrady, burdy, awantury i pijaństwo niby są obecne w scenariuszu, ale przedstawione tak, że widzowie oglądający to na ekranie są tym wszystkim bardziej rozbawieni, niż zgorszeni czy przerażeni, bo przecież takim „duszom towarzystwa” i „złotym chłopcom” wolno więcej. Mistrz olimpijski (i to podwójny), oprócz tego, że był niezwykle utalentowanym i ambitnym sportowcem, to był także egoistą, agresywnym brutalem, narcyzem z kompleksami i zazdrośnikiem. (Helena Kulej: „on był takim psem ogrodnika. […] Sam mógł latać na różne suki, ale broń Boże, żeby ktoś ruszył jego kobietę.”) I prawdopodobnie był także „damskim bokserem”, bo tak chyba można interpretować słowa Heleny: „…był agresywny. Ja to odczułam na własnej skórze, ale nie chcę się w to zagłębiać, bo to boli. (…) tego nie zapomina się do śmierci.” Lecz żona też mu kiedyś przylała (jak sama określiła) „w ryło” – i był to ponoć jedyny przypadek, kiedy Kulej został znokautowany (choć ja ową rewelację, że ten policzek położył go na łopatki, między bajki wkładam).

       Nie chciałbym jednak, aby to co przed chwilą napisałem, ustawiło osobę Kuleja w jednym rzędzie z jakimiś czarnymi charakterami, bo był on człowiekiem znacznie bardziej skomplikowanym, nie jednowymiarowym. Mimo, że z Heleną rozstał się w końcu po 20 latach małżeństwa (wyjechał wtedy do Anglii, ożenił się tam po raz drugi, po czym znowu się rozwiódł, wrócił do kraju, gdzie związał się z inną kobietą – o tym wszystkim nie ma wszak w filmie ani słowa), to do końca życia utrzymywał z nią przyjacielskie stosunki, uważając Helenę za największą miłość swojego życia (choć, po prawdzie, ona też nie była taka święta – i chyba nie miała takiej klasy, jak to widzimy w filmie). Dobrze również wspominają Kuleja wszyscy, którzy znali go osobiście, nie mówiąc już o tym, że był on „noszony na rękach” przez ubóstwiających go kibiców. Nawet syn Waldemar, do dzisiaj skarżący się na to, że ojciec nie poświęcał rodzinie wystarczająco dużo czasu, mówi o nim „wspaniały sportowiec” i „wielki ojciec”.

       Wprawdzie można było odnieść wrażenie, że „ludowa” Ojczyzna hołubi swoich sportowców, którzy zdobywali dla niej medale i przysparzali jej splendoru za granicą (talony na samochód, mieszkania poza kolejką, duże pieniądze…), to z drugiej strony odstawiano ich na boczny tor, kiedy ci byli wyeksploatowani. Kulej wymienia nazwiska kilku swoich kolegów olimpijczyków, którzy popełnili z tego powodu samobójstwo. On sam zresztą także próbował targnąć się na swoje życie. Ale tego w filmie nie ma, podobnie jak innych mało radosnych – i niezbyt chwalebnych – epizodów w życiu Kuleja. Tak więc, czy rzeczywiście Żuławski pokazał tę prawdziwą „drugą stronę medalu”? Moim zdaniem nie. Zresztą „druga strona” złotego medalu też jest złota, więc w poszukiwaniu prawdy trzeba byłoby zagłębić się aż do samego dna, a nawet dotrzeć do tego drugiego. Ale Żuławski tego nie zrobił. Nie dlatego, że nie umiał, ale dlatego, że nie chciał. Wybrał tę jaśniejszą stronę życia, bez dołowania kogokolwiek. Kolorując świat, dał nam rozrywkę, jakby mówiąc: „That’s Entertainment, folks!”

7.5/100

Kulejowie wirujący w tańcu (fot. Grzegorz Press)

* * *

.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 183

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra