Quantcast
Channel: NOTATNIK FILMOWY – WIZJA LOKALNA
Viewing all articles
Browse latest Browse all 183

AMERYKAŃSKA SAGA – o najnowszym filmie Kevina Costnera „Horyzont. Rozdział 1”

$
0
0

.

Costner znowu w siodle – czy utrzyma się w nim przez całą amerykańską sagę?

.

        Muszę przyznać, że „Horyzont. Rozdział 1” to jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie tytułów roku. Wiedziałem, że Kevin Costner ukończył swój film rok temu, i że jedzie z nim do Cannes. W związku z tym odświeżyłem sobie w pamięci jego sztandarowe dzieło, którym jest oczywiście „Tańczący z wilkami” – najsłynniejszy i chyba jednak najlepszy film Costnera, którym w 1990 roku wskrzesił on w wielkim stylu podupadły w latach 70. western. Okazało się, że to retrospektywne spotkanie sprawiło mi wielką przyjemność, przypominając zarazem, iż ongiś – w czasach wczesnej młodości, by nie napisać dzieciństwa – western był moim ulubionym gatunkiem filmowym. To z kolei zdopingowało mnie do przypomnienia sobie żelaznego kanonu westernowego (dzięki czemu mogłem napisać coś w rodzaju mini-monografii tego gatunku, z którą można się zapoznać TUTAJ). Wprawdzie nie liczyłem, że „Horyzont” powtórzy ogromny sukces „Tańczącego z wilkami”, to jednak miałem nadzieję, że ambicje twórcze Costnera i jego sprawność reżysersko-aktorska przełożyły się na coś naprawdę godnego uwagi.
A co zastałem w kinie?

       Otóż napiszę od razu, że nie spotkał mnie tam zawód. Przez trzy godziny siedziałem ze wzrokiem przyklejonym do wielkiego ekranu, na którym rozgrywała się filmowa opowieść (a właściwie trzy opowieści) o ludziach i ich perypetiach na tzw. Pograniczu (Frontier) w czasach osadniczej ekspansji kolonialnej na amerykański Zachód, który potocznie nazwano „Dzikim”, co miało wszak swoje mocne uzasadnienie – i jest to naturalnie widoczne w tym filmie
Co tak przykuło moją uwagę?

       Zacznę od warstwy wizualnej: znakomite zdjęcia J. Michaela Muro, który pokazuje nam krajobraz amerykańskiego Zachodu tak, jak on na to zasługuje – w całym swym dramatyzmie, a zarazem spektakularnej malowniczości. Krajobraz zawsze był w westernie jednym z jego najważniejszych „bohaterów” (pisałem o tym TUTAJ) – stanowił nie tylko tło dla zaludniających go postaci i ich życia, ale też znajdował się z nimi w organicznej wręcz łączności. Tak też jest w tym filmie. Costner ma znakomite wyczucie lokacji, więc – jak widzę – nie miał on większego problemu, by w Utah (gdzie w całości nakręcono „Horyzont”) znaleźć zarówno scenerie „udające” Arizonę, jak i Montanę, Kansas czy Wyoming (w tych miejscach rozgrywa się akcja trzech osobnych historii jakie przedstawia film). Oczywiście, było to możliwe dzięki temu, że krajobraz Utah jest nie tylko niesamowicie fotogeniczny, ale i zróżnicowany. Dość dobrze znam wszystkie wymienione tu stany (na amerykańskim Zachodzie spędziłem sporą część swojego życia, wielokrotnie przemierzając ten rejon wzdłuż i wszerz) i sam byłem zdziwiony tym, że nie czułem żadnej wizualnej dysharmonii patrząc na akcję rozgrywającą się w Montanie czy Wyoming a mając przed sobą krajobrazy Utah (wybaczam Costnerowi nawet to, że ziemia, na której rzeczywiście żyli Apacze zupełnie nie przypomina okolic Moab, gdzie umiejscowiono tytułową, zaatakowaną przez tych Indian, osadę Horyzont). Podsumowując: muszę przyznać, że na moją wysoką ocenę tego filmu w dość dużej mierze wpłynęła właśnie jego wspaniała aparycja – a mam tu na myśli nie tylko krajobraz, ale i prezencję pojawiających się w filmie postaci. Każdy reżyser musi być też po części choreografem, a Costner jest choreografem znakomitym i prowadzi swoich bohaterów, jak w jakimś wizyjnym flow. Wielkim atutem filmu jest również świetna scenografia (w końcu chodziło również o to, by nie zmarnować tych 100 milionów dolarów, jakie kosztowały dwie pierwsze części „Horyzontu”, tym bardziej, że Costner nie godzi się na to, by w swoich filmach iść na jakieś skróty i sknerzyć).

       Oczywiście krajobraz bez ludzi ma tylko wartość estetyczną (choć czasem też emocjonalną i liryczną), zaś film fabularny nie może się obyć bez bohaterów i opowieści o nich. A ludzie, których widzimy w „Horyzoncie” to postaci barwne i przykuwające uwagę. Również sytuacje, w których ich widzimy, są na tyle interesujące, że chcemy być świadkami życia tych ludzi i poznać ich bliżej. Wiele scen z filmu utkwiło mi w pamięci, co według mnie jest przede wszystkim zasługą reżysera, choć aktorstwo też jest tutaj najwyższej próby. Costner, mimo tego że wprowadza do swojego filmu elementy klasycznego westernu (enigmatyczny bohater, zemsta, droga w pionierskich wozach, walka osadników z Indianami, amerykańska kawaleria, pojedynek rewolwerowców, komediowy relief…), to na każdym z tych elementów odciska swoje autorskie piętno, dzięki czemu nie odbieramy ich jak cliché – stereotyp poddany jest przez niego transformacji. Weźmy za przykład brawurowo nakręcone sceny ataku Apaczów na pionierską osadę: są one brutalne i krwawe (inne wszak być nie mogły), ale jednak nie powielają schematów, z którymi spotykaliśmy się w dziesiątkach innych westernów, gdzie anonimowi napastnicy mordują swoje ofiary jak popadnie, po czym znikają. Costner zaś idzie za nimi do wioski, w której żyją i przedstawia ich jak ludzi, a nie „dzikusów”. Ludzi, którzy mają twarz, osobowość, swoje życie i swoje racje – i muszą dokonać trudnego wyboru.

Apacze walczący z osadnikami o swoją ziemię (Owen Crow Shoe i Tatanka Means)

.

       Łyżka dziegciu. Dwie sprawy, które zwróciły moją uwagę swoją niekonsekwencją, jeśli rozpatrzymy je w aspekcie etycznym – i w tym co napiszę jest jednak pewien zarzut. Pierwszy dotyczy ataku Apaczów na wioskę osadników, gdzie wykazują się oni niebywałym okrucieństwem (ale jaka walka na śmierć i życie nie jest okrutna?). Bez właściwej ekspozycji, w której moglibyśmy poznać ich motywy (tak naprawdę to pionierzy byli agresorami, którzy wtargnęli na zajmowane przez nich ziemie), rzeczywiście możemy odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z żądnymi krwi „dzikusami” – jak to przedstawiano w niezliczonych westernach, zwłaszcza w latach 30. XX wieku, choć nie tylko wtedy. Dopiero po tym fakcie poznajemy ich „ludzkie” oblicze.

      Drugi zarzut (czy też raczej coś, co można kwestionować) dotyczy sposobu ukazania samych osadników. Ja rozumiem, że Costner siłą rzeczy przedstawia swoje filmowe opowieści z punktu widzenia białego człowieka (według mnie do spojrzenia na ten okres z perspektywy Indian zdolni są tylko sami rdzenni Amerykanie), ale widzę w jego postawie pewną etyczną niekonsekwencję: bowiem z jednej strony jest on świadomy tego, że Indianom wyrządzono niepowetowaną krzywdę, rugując ich z ziemi, na której żyli przez tysiące lat – wskutek ekspansji terytorialnej na Zachód ich kultura (a właściwie kilkaset odrębnych kultur) uległa niemal zupełnej anihilacji, a zdecydowana większość Indian straciła życie; z drugiej zaś Costner wydaje się nie zauważać tego ukazując (zwykle w sympatycznym świetle) samych osadników, tak jakby uwzględniał ich racje – i trzymał ich stronę – w oderwaniu od rzeczywistej sytuacji, w której de facto są oni agresorami. Znaczące w tym wszystkim są słowa, będące niejako tematem przewodnim filmu: „Ci ludzie [osadnicy] uważają, że są wystarczająco twardzi [tough enough], wystarczająco sprytni [smart enough] i wystarczająco podli [mean enough], by pewnego dnia cała ta ziemia należała do nich”. Zwróćmy uwagę, że wypowiadane to jest w formie gloryfikacji – nawet przymiotnik „podły” wydaje się być tutaj zaletą. Na domiar złego, Costner w jednym z wywiadów, odnosząc się do tej kwestii, stwierdził: „[jako biali ludzie] wcale nie musimy czuć się zażenowani [embarrassed], nie musimy się wstydzić [to be in shame]”. Really?

Kobiety wydają się odgrywać najważniejsze role w filmie Costnera, a każdą z nich wyróżnia silny i wyrazisty charakter. (Tutaj: partnerująca Costnerowi Abbey Lee.)

.

       Oczywiście trudno jest oczekiwać od jakiegoś filmu – zwłaszcza jeśli to jest western – gatunek stricte „rozrywkowy”, przynależny do sfery pop-kulturowej – by wyczerpująco i kompleksowo przedstawił wszystkie historyczne aspekty epoki, w jakiej umieszczono jego akcję tudzież wikłał się w głęboką psychologię ukazywanych postaci. Jednak Costner wykazuje się dobrą wolą, by oddać sprawiedliwość ludziom, którzy żyli w tamtych czasach i mierzyli się z wszelkimi trudnościami, jakie one ze sobą niosły. Stąd swoista inkluzywność w „Horyzoncie”, gdzie właśnie rdzenni mieszkańcy kontynentu amerykańskiego obdarzani są przez reżysera uwagą – wprawdzie nie taką, jak to miało miejsce w „Tańczącym, z wilkami”, ale pełną respektu i znaczącą. Podobnie kobiety – zwykle traktowane przez westerny jak piąte koło u wozu lub erotyczny ornament i wtłaczane tam w postacie stereotypowe – ukazane są przez reżysera rzetelnie i z należną im estymą (trudno nie zauważyć, że Costner ma do swoich bohaterek „słabość”, a pisząc wprost: on je po prostu lubi) i na tyle jest to zasadnicze i rzucające się w oczy, że kobiety wydają się być w „Horyzoncie” najważniejsze, a każda z nich obdarzona jest silną osobowością i dystynktywnym charakterem.

* * *

       Mimo 10-minutowej owacji na stojąco, jaką zgotowano Costnerowi podczas światowej premiery filmu na Festiwalu Filmowym w Cannes, recenzje „Horyzontu” są mieszane, niestety z przewagą tych negatywnych (tylko 43% pozytywnych na stronie Rotten Tomatoes). Nie mam zamiaru polemizować z opiniami tych, którym film się nie spodobał, tym bardziej że spora część zawartych w nich zarzutów jest zasadna, jednakże chciałbym – przynajmniej w skrócie – odnieść się do tych najczęściej powtarzanych.

       Zupełnie nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że to, co zawarte jest w filmie lepiej sprawdziłoby się w postaci telewizyjnego serialu (bo ponoć tak to wygląda w kinie). Otóż według mnie „Horyzont” posiada zdecydowanie kinowy format – ten film aż prosi się o to, by go oglądać na wielkim ekranie. Decydują o tym choćby fantastyczne zdjęcia i zamaszystość produkcji. Zresztą epika (a czymś takim bez wątpienia jest „Horyzont”) może się sprawdzić (zwłaszcza wizualnie) tylko w kinie, a nie w telewizji, czy w streamingu. Poza tym, jaki to serial telewizyjny może sobie pozwolić na 3-godzinnego pilota, w którym historie się nie stykają, a żaden z wątków nie jest doprowadzony do końca? I to ostatnie jest chyba najczęściej pojawiającym się zarzutem, bo film rzeczywiście pod tym względem się nie domyka – jego akcja przenosi się z miejsca na miejsce, poznajemy coraz to nowych bohaterów i ich historie, zaczynamy się z nimi „zżywać”, a tu nagle (po 3 godzinach!)… film się kończy, a konkluzją jest kolaż scen z (najprawdopodobniej) następnej części, którą będzie można zobaczyć dopiero za dwa miesiące. Ja jednak nie mam z tym problemu, bo podchodzę do dzieła Costnera, jak do tetralogii (a właśnie czymś takim jest w zamyśle reżysera „Horyzont” – dopiero cztery jego części mają tworzyć zamkniętą całość – i według mnie dopiero wtedy można się będzie pokusić o właściwą ocenę). Bronię tej koncepcji Costnera, choć przyznaję, że jest ona ryzykowna i może budzić kontrowersje. Wielu widzom się to nie podoba, (być może dlatego, że z czymś takim spotykają się właściwie po raz pierwszy?) ale imponuje mi ta odwaga i ambicja reżysera, który jest przekonany, że tworzy coś unikatowego i wielkiego. A ja gotów jestem z nim się zgodzić: jak na razie wszystko wskazuje na to, że jeśli jego zamierzenie doprowadzone zostanie do końca (czego mu z całego serca życzę), to „Horyzont” zapisze się w historii kina jako największa westernowa epika, detronizując „Jak zdobywano Dziki Zachód” – pamiętny film z lat 60. ubiegłego wieku. I to na przekór temu, że Złota Epoka westernu już dawno odeszła w przeszłość.

jak do tej pory: 8/10

* * *

Czy „Horyzont” w czterech częściach okaże się największą epiką w dziejach westernu? (Jak na razie wszystkie elementy pierwszej części tetralogii, mimo krytyki, bronią się same, gdyż są naprawdę świetne)

* * *

.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 183

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra